Nasze zdrowie w naszych rękach

Zawód lekarza jest trudny, odpowiedzialny i wymaga nieustannego dokształcania się, ponieważ wiedza medyczna nieustannie się rozszerza i zmienia. Z tego względu lekarze amerykańscy co pięć lat muszą zdawać egzaminy z medycyny aktualnej, a nie uczelnianej. Niestety w Polsce lekarz nie ma obowiązku sumiennego poszerzania wiedzy, a na zjazdach szkoleniowych dominują wykłady o nowych lekach, a nie nowatorskich metodach przywracania zdrowia. No cóż – firmom farmaceutycznym, fundatorom zjazdów, chodzi głównie o popularyzację nowych leków, a nie nowej wiedzy. Wiedza na temat naturalnych środków terapeutycznych, skutecznych, bezpiecznych i tanich, jest ogromna, ale… uczelnie medyczne ignorują całkowicie te formy leczenia. Uzależnione są od funduszy, jakie w najprzeróżniejszych formach otrzymują z firm farmaceutycznych, są na ich łasce i biada temu, kto się „wyłamie” i zacznie stosować coś, co nie jest produkowane przez przemysł farmaceutyczny. To samo zresztą odnosi się do mediów, które w wielu przypadkach funkcjonują tylko z powodu dochodów, jakie otrzymują z firm farmaceutycznych za reklamy ich leków. Redaktor naczelny stacji radiowej, telewizyjnej czy wydawca publikacji elektronicznej bądź innej, publikując artykuł krytykujący przemysł farmaceutyczny i jego czasami skandaliczne poczynania, musi się liczyć z reperkusjami. Takie są niby wolne media. Stąd właśnie w tego typu środkach masowego przekazu trudno jest doczytać się prawdy, bo uzależnienie od przemysły farmaceutycznego powoduje, że publikowanie prawdy się nie opłaca. Kiedyś napisałem o przypadku, jaki dotknął mnie osobiście. Zwróciłem się do jednego z wydawców tzw. prasy kolorowej, czy podjąłby się dystrybucji mojej książki. Nie szukałem wydawcy, a tylko dystrybutora. Otrzymałem taką odpowiedź: „To nie jest tak, że ta książka może powodować procesy prawne – ale z uwagi na naszą troskę o wiarygodność i nienaganne relacje z autorytetami medycznymi oraz reklamodawcami, nie możemy sobie pozwolić na jej promowanie…”.

A więc jak na widelcu... najważniejsze, żeby nie popsuć sobie relacji z reklamodawcami. Firma ta zajmuje się również wydawaniem różnych pism, m.in. dla kobiet, gdzie, jak wiadomo, pisze się też na tematy związane ze zdrowiem itd. Jak jednak sami Państwo widzicie, nie ma co liczyć na to, że w pismach tych jest publikowana prawda.

Prawda, którą należałoby napisać, nie może być opublikowana, bo wydawnictwo bardziej niż o zdrowie czytelnika dba o nienaganne relacje z autorytetami medycznymi oraz reklamodawcami.

W tym kontekście polska medycyna znalazła się na bardzo niebezpiecznym zakręcie. Traci zaufanie pacjentów, którzy zaczynają stawiać ponad nią metody naturalne, zwane też niekonwencjonalnymi. Pojawiają się więc głosy domagające się np. rządowego zakazu stosowania leków homeopatycznych, cenionych w całym cywilizowanym świecie. Planuje się ciągłe zwiększanie liczby szczepień, wprowadza absurdalne przepisy powodujące leczenie chorób, a nie pacjentów (np. zunifikowane dla wszystkich chorych dawki leków).

Ale dla mnie najboleśniejsze jest to, że kręgi medyczne i rządowe całkowicie bagatelizują konieczność popularyzowania i umacniania profilaktyki zdrowotnej. W „Liście otwartym do Polaków”, opublikowanym na stronie internetowej mojej książki, rozesłanym do kilku tysięcy osób, napisałem m.in.: "Niestety, czarny scenariusz się spełnia. Wygląda na to, że Rząd RP przyjmie Strategię Walki z Nowotworami w Polsce w latach 2015–2024.

Oznacza to, że w Polsce nie podejmie się żadnych działań profilaktycznych, które mogłyby zapobiec wzrostowi zachorowalności na nowotwory. Nie będziemy mieli Strategii rządowej, która w najlepszy z możliwych sposobów mogłaby ustrzec nas i nasze dzieci przed zwiększonym ryzykiem zachorowania na nowotwór.

Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że w ciągu następnych 20 lat zachorowalność na nowotwory wzrośnie o prawie 60%.”

Próbuję walczyć z tą rządową strategią, która jest merytorycznym bublem. Zainicjowałem akcję podpisania petycji o zmianę owej bezsensownej Strategii. Petycję tę podpisało jak dotąd ponad 22 140 osób, w tym prominentni przedstawiciele świata nauki i medycyny.

Ostatnio opublikowane badania wskazują, że Polacy najwyżej cenią sobie… ZDROWIE. Mam co do tego pewne wątpliwości, bo jeśliby tak było, to nasza petycja powinna być podpisana przez co najmniej 1 000 000 Polaków. Czyżby tylko 22 140 osób było zainteresowanych tym, żeby nie zachorować na raka? Czy sami jesteśmy takimi hipokrytami? Przecież w tym przypadku nie chodzi o zwykłe przeziębienie, tylko o chorobę w zbyt wielu przypadkach śmiertelną. Czy naprawdę nam jako społeczeństwu, nie zależy jednak na zdrowiu? Czy naprawdę jesteśmy tak leniwi, żeby coś dla siebie zrobić w tym względzie? Jest takie przysłowie „jak trwoga to, do Boga”. W przypadku nowotworu Bóg może pomóc tylko tym, którzy tego chcą, ale… zazwyczaj chcą tego za późno. Dlatego nie ustaję w moich wysiłkach propagowania wiedzy o prostych metodach zapobiegania chorobie nowotworowej i jej leczeniu, a także w mówieniu prawdy na temat choroby nowotworowej, uświadamianiu społeczeństwu, że wspólnie możemy wywrzeć presję, której efektem byłaby korekta zaproponowanej naszemu rządowi Strategii. Po zastosowaniu zaproponowanej korekty, opisanej jako Komentarze do Strategii, Polacy będą zdrowsi, zmniejszy się zachorowalność nie tylko na raka, ale też na inne choroby przewlekłe. Komu to przeszkadza?

Artykuł ukazał się w czasopiśmie: Harmonia. Twoje Zdrowie, Twoja Odpowiedzialność w wydaniu marzec/kwiecień 2016. 

Tu znajdziesz więcej informacji.

Jerzy Zieba