Jerzy Zięba

View Original

Szczepienia i Wakefield

Wywoływana przez media szczepionkowa panika nie ustaje. Coraz więcej rodziców rezygnuje z tak zwanych szczepień ochronnych. Dokumentalny film pt. „VAXXED” w reżyserii doktora Andrew Wakefield’a (w polskiej wersji pod tytułem „Wyszczepieni”) ujawnia, że amerykański Urząd ds. Kontroli Chorób doskonale wiedział o tym, że istnieje związek pomiędzy szczepieniami i występowaniem autyzmu u dzieci. Tak więc, oszukano rodziców, oszukano lekarzy; głównie pediatrów, którzy te szczepionki stosowali. Oszukano lekarzy, a jednak w Polsce, lekarze nadal te szczepionki zalecają zupełnie bezkrytycznie, politycy z Ministrem Zdrowia na czele również nic sobie z tego nie robią. Dowody na istnienie takiego związku pomiędzy szczepieniami i autyzmem są nie do podważenia. Taka informacja dla Ministra Zdrowia powinna stanowić poważny sygnał alarmowy zmierzający przynajmniej do natychmiastowego zapoznania się z faktami. Zwłaszcza, że świadkiem ujawniającym to oszustwo jest człowiek, który tego oszustwa się dopuszczał. Mało tego, bardzo dokładnie opisał w jaki sposób to robił. W każdym sądzie powszechnym tego typu świadek byłby na wagę złota i jego zeznania całkowicie zmieniłyby przebieg sprawy. Niestety w przypadku szczepionek nikt na to nie zwraca uwagi.

Twórca tego filmu ujawniającego to straszliwe oszustwo, dr Andrew Wakefield, niedawno gościł w Polsce. Mało tego, wiele mediów, jak to się teraz o nich mówi, „głównego ścieku” nazwało go oszustem. Kiedy jednak stanął przed kamerami, w świetle reflektorów, czekając na zadanie mu pytania przez tego typu ludzi czy przedstawicieli mediów, wszyscy schowali ogon między nogi nie mając odwagi wystąpienia w konfrontacji twarzą w twarz. To takie typowe w polskich mediach, obrzucić błotem i schować się.

Gwoli wyjaśnienia, dr Wakefield oraz jego profesor John Walker-Smith, obaj utracili prawo wykonywania swojego zawodu w Wielkiej Brytanii tylko z powodu oszczerstwa opublikowanego przez dziennikarza, którego specjalnością było publikowanie artykułów w rozdziałach plotkarskich. Brytyjski sąd lekarski, na podstawie tych oszczerstw, odebrał im prawo wykonywania zawodu. Profesor John Walker-Smith złożył odpowiednie odwołanie do Sądu Apelacyjnego. Brytyjski Sąd Najwyższy, krótko mówiąc, wyrzucił wszystkie argumenty Naczelnej Izby Lekarskiej Wielkiej Brytanii do kosza. Nie szczędził przy tym bardzo ostrych słów nagany w stosunku do owej instytucji wykazując jej absolutny brak kompetencji. Piszę to tak otwarcie i pewnie, ponieważ posiadam ten wyrok brytyjskiego Sądu Najwyższego łącznie z uzasadnieniem, który jest do wglądu na stronie www.ukryteterapie.pl w zakładce „Jerzy Zięba”. Wyrokiem Sądu Najwyższego, prawo wykonywania zawodu zostało profesorowi przywrócone. Dlaczego prawa do wykonywania zawodu nie przywrócono doktorowi Wakefieldowi? Z bardzo prostej przyczyny. W tym czasie oczywiście stracił pracę, a złożenie wniosku do sądu o oddanie mu prawa wykonywania zawodu wymagało około 500 000 £. Jako stosunkowo młody naukowiec nie mógł sobie na to po prostu pozwolić. Dr Wakefield w tej chwili właśnie taki pozew składa i z pewnością prawa do wykonywania zawodu również odzyska.

W świecie medycznym, znana jest też historia związana z publikacją naukową, która była pracą wspólną profesora Walker-Smith’a i doktora Wakefield’a. Początkowo ukazała się ona w renomowanym periodyku medycznym „The Lancet”, a następnie, na podstawie oszczerstw tego samego dziennikarza, eksperta od plotek, „The Lancet” tę publikację usunął argumentując, że była to praca sfałszowana. Taka wiadomość również kilkadziesiąt razy okrążyła „kulę ziemską” świata medycznego. Należy też zaznaczyć, że doktor Wakefield i profesor Walker-Smith wyraźnie napisali, że w ich pracy „nie udowodnili związku pomiędzy szczepionkami, a występowaniem opisanych u dzieci objawów”. Skąd w takim razie ciągle słyszymy, że właśnie to zrobili? Kto stworzył tę kłamliwą informację? Po konferencji prasowej jak a odbyła się odnośnie tej pracy naukowej, to właśnie media przestraszyły świat pisząc, że: profesor Walker-Smith i dr Andrew Wakefield wykazali, że „szczepionki powodują autyzm”. Kto za rozpowszechnianie tego kłamstwa wziął odpowiedzialność? Nikt. Media jak widać, przekazując społeczeństwu kłamstwa mogą pozostać całkowicie bezkarne. Coś na ten temat wiem.

Rozpatrując apelację jaką wniósł prof. John Walker-Smith, brytyjski Sąd Najwyższy uznał, że… powyższa praca naukowa została wykonana zgodnie z zasadami sztuki i w żadnym przypadku nie została sfałszowana, ale… kto o tym wie, kto o tym słyszał? Gdzie były media, które miały obowiązek wręcz zawiadomić środowisko medyczne o tym poważnym błędzie jakiego dopuściła się Naczelna Izba Lekarska Wielkiej Brytanii? Pytanie oczywiście zachodzi, dlaczego „The Lancet” nie umieścił z powrotem tej pracy na liście publikacji? Dlatego, że „The Lancet” jest firmą prywatną i nie ma takiego obowiązku. Kto o tym jednak wie?

Do dziś profesorowe medycyny i innego kalibru wykładowcy na uniwersytetach medycznych w Polsce „uczą” studentów, że dr Andrew Wakefield jest oszustem, odebrano mu prawo wykonywania zawodu, bo „sfałszował dane w jego pracy naukowej i dlatego została ona usunięta”. Brytyjski Sąd Najwyższy wie swoje, a polskie „profesory dochtory” wiedzą lepiej. Takie właśnie wykształcenie otrzymuje od polskich profesorów medyczna młodzież, co równie tragicznie okazało się w czasie wystąpienia tej młodzieży w programie „Skandaliści”.

Jeśli chodzi o szczepionki to mamy w Polsce tak zwaną prawdziwa „wolna amerykanka”.

Nie obchodzą już nikogo żadne reguły gry, byle by tylko szczepionki sprzedać. Nikogo nie obchodzi, że lekarze bardzo często nie zgłaszają niepożądanych odczynów poszczepiennych. Innymi słowy, jeśli dziecku coś się stanie, to na „zębach stają”, żeby wykazać, że nie jest to wina szczepionki. To, że w wielu szczepionkach ciągle znajduje się rtęć, nikogo nie przeraża. To, że szczepionki zawierają inne substancje dużo groźniejsze niż rtęć np. aluminium, to też nikogo nie przeraża. To, że szczepionki mogą zawierać obce wirusy, czy nawet substancje kancerogenne, Ministra Zdrowia jakoś nie obchodzi. Nie obchodzi go też, że jak wykazały kilka miesięcy temu opublikowane badania, szczepionki zawierają całą listę substancji dla dziecka szkodliwych, o których istnieniu nie wiedzieli nawet producenci szczepionek! Ministra Zdrowia ani Naczelnej Izby Lekarskiej nie interesuje już to, że producent szczepionki przeciwko odrze, śwince i różyczce (firma Merc) jako jeden z potencjalnych skutków ubocznych wskazuje na: autyzm! Należy to tej firmie zaliczyć na plus, że o możliwości wystąpienia takich skutków ubocznych przestrzega. W swojej ulotce dotyczącej tej szczepionki, jej producent wyraźnie mówi, że: lekarz stosujący tę szczepionkę ma obowiązek poinformować rodziców o potencjalnych skutkach ubocznych. Ale... Naczelna Izba Lekarska oczywiście wie lepiej i lekarza stosującego się do zaleceń producenta szczepionek w ramach „lekarskiego koleżeństwa” pozywa do „sądu lekarskiego” mogąc odebrać mu za to prawo wykonywania zawodu! Dlaczego w „Skandalistach” o tym nie dano mi powiedzieć? Nie wiadomo o co chodzi. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co chodzi

Artykuł ukazał się w czasopiśmie: Harmonia. Twoje Zdrowie, Twoja Odpowiedzialność w wydaniu maj/czerwiec 2017. 


Tu znajdziesz więcej informacji.