Potrzeba zmiany
Pisałem już wcześniej o potrzebie zmiany w leczeniu polskiego pacjenta. Im bardziej o tym myślę, tym bardziej jestem przekonany co do tego, że to jednak nie może być tylko zmiana ustawowa. Potrzeba zmiany konstytucyjnej. Potrzebne jest referendum, tak jak zrobili to Szwajcarzy. Ponieważ jest to wpisane w ich konstytucję, żadna ekipa rządowa nie może już tego usunąć, ani zmanipulować.
Obserwując scenę polityczno-medyczną w Polsce dochodzę do wniosku, że leczenie człowieka nigdy, ale to nigdy nie będzie prowadzone dobrze, jeśli nie wprowadzi się takiej istotnej zmiany. Co z tego, że będzie (mam nadzieję) zalegalizowana marihuana do celów leczniczych? Ale który lekarz w szpitalu ją przepisze? Nie ma procedur i ustawa pozostanie martwa.
Przykład z życia
Przecież już dzisiaj lekarz może przepisać ciężko choremu dziecku olej CBD – legalnie. Ilu lekarzy w Polsce to robi? Z tego, co wiem – jeden, może dwóch. Tysiące polskich dzieci nadal niepotrzebnie cierpi, dzień po dniu. Kiedy Max Gudaniec umierał we wrocławskim szpitalu, jego matka przybiegła z legalnie sprowadzonym lekiem. Prosiła: „dajcie mu! Dziecko mi umiera!” – nie dali, bo nie ma procedur. Takich przykładów jest tysiące. To, że nie jesteśmy leczeni w najlepszy z możliwych sposobów, jest spowodowane kilkoma problemami, które należy i można rozwiązać.
W lecznictwie polskim nie ma integracji medycyny akademickiej z medycyną naturalną. Wręcz przeciwnie. Wielu mądrych, światłych, wspaniałych lekarzy, chciałoby człowieka leczyć w sposób znacznie bardziej skuteczny, korzystając z dobrodziejstw obu systemów medycznych. Jednakże medycyna akademicka nie dopuszcza do takiej integracji.
Dlatego konieczne jest wprowadzenie zmiany mówiącej, że:
Lekarz ma prawo wyboru terapii w porozumieniu z pacjentem i za jego zgodą. To jest życie pacjenta i tylko on podejmuje decyzję końcową. Jak się okazuje, lekarze niby taką możliwość już mają, dzięki wpisowi w Kodeksie Etyki Lekarskiej (Art 6.), ale z tego nie korzystają, bo się boją. Jak widać, jest to za mało.
Ponieważ może się zdarzyć, że pacjent będzie chciał zaproponować całkowicie nierealną terapię, lekarz ma prawo odmówić zastosowania terapii zasugerowanej przez pacjenta. W takiej sytuacji pacjent musi znaleźć innego lekarza.
I najważniejsza sprawa – jeśli lekarz zastosuje terapię, której żąda pacjent (po podpisaniu odpowiedniej zgody itd.), a efektów pozytywnych nie będzie lub też, w przypadku skrajnym dojdzie do śmierci pacjenta, to w takiej sytuacji lekarz powinien być nietykalny przez rodzinę pacjenta czy też przez Izbę Lekarską.
Projekt ten jest projektem typu „co do zasady”, a więc niewymagającym dowodów naukowych, analiz, badań klinicznych, ekspertyz czy wyliczeń. Żadnemu lekarzowi niczego nie narzuca. Jeśli lekarz z tego prawa skorzystać nie chce, to nie. Jednakże lekarz, który chce, nie może być w żaden sposób szykanowany czy karany tak jak aktualnie ma to miejsce.
Należy pozostawić zarówno lekarzom, jak i pacjentom, decyzję o wyborze leczenia, które do tej pory miało zawężony zakres jedynie do metod mieszczących się w procedurach medycyny akademickiej. Celem takich działań jest integracja medycyny akademickiej z medycyną naturalną, w sposób umożliwiający wykorzystanie dobrodziejstw obu systemów medycznych. Uważam, że wzorem Szwajcarii właśnie to powinno być wpisane do Konstytucji Polski. Powinniśmy dążyć do referendum. Co z tego, że w konstytucji jest zapis mówiący, że mamy prawo do leczenia, skoro nie jest tam napisane, że „do każdego leczenia, które lekarz uzna za stosowne”. Nie znam się na sprawach prawnych dotyczących Konstytucji, ale czy jest jakieś ograniczenie korzystania z referendum? Na pewno trzeba zebrać ileś podpisów, ale pewnie to nie wszystko. Zmiana zdecydowanie jest potrzebna, dla dobra wszystkich Polaków. Mamy wpisane w konstytucję, że to my, naród jesteśmy zwierzchnikiem polityków i władzą. Politycy są dla nas i to oni mają robić tak jak my, naród im powiemy. A co my robimy? My dajemy im władzę nad nami. Przykład: niedawny wybryk urzędnika Bartosza Arłukowicza, który powinien być nagłośniony w całej Polsce (obok link do nagrania z tego spotkania).
Czytaj także: https://goo.gl/ykqGkv
Mamy dowód, że jesteśmy źle traktowani – „Głos społeczny”, 1 minuta i to jeszcze dany z wielkiej łaski. Dalej z łaski przedłużony do 2 minut. A reszta czasu to na co? Słowa tego urzędnika: „pani się uporczywie zgłasza, jest pani gościem komisji” oraz: „po minucie będę wyłączał mikrofon” powinny przejść do historii jako przykład nagannego traktowania nas, Polaków.
Urzędnik Arłukowicz zapomniał, dzięki komu do tego Sejmu wszedł i po co tam go posłaliśmy. Przecież pani Justyna Socha, mówiła o sprawie niezwykle ważnej. Mówiła o zakończeniu farsy, jaką niby jest neutralność doradców sejmowych. Mamy obecnie kabaretową sytuację, gdzie jak media doniosły, doradcami Rządu ds. szczepionek, są osoby opłacane przez firmy, które je produkują.
Potraktowanie pani Justyny Sochy przez urzędnika Arłukowicza jak piątego koła u wozu ubliża mojej godności jako Polaka. Przewodniczący łaskawie udzielił nam głosu, dając 1 minutę i grożąc, że jeśli pani Justyna będzie mówić (w naszym imieniu) dłużej, to wyłączy jej mikrofon...
Drodzy politycy: to Wy nas macie słuchać, a nie my Was! Czy czasami pani Premier nie powiedziała przy obejmowaniu przez nią urzędu, że od tej pory Rząd będzie słuchał obywateli?
Urzędniku Arłukowiczu: Twoim obowiązkiem było wysłuchać „głosu społecznego” i dać pani Justynie tyle czasu, ile by potrzebowała.
Gdyby ta sytuacja miała miejsce w Szwajcarii, taki urzędnik, po potraktowaniu obywatela w ten sposób natychmiast zniknąłby z parlamentu. Pozwalając na tego typu sytuację, kpimy sami z siebie, a gorzej już być nie może.
Artykuł ukazał się w czasopiśmie: Harmonia. Twoje Zdrowie, Twoja Odpowiedzialność w wydaniu wrzesień/październik 2016.
Tu znajdziesz więcej informacji.